Adam Baranowski: Dobre życie zaczynaj od miłości, pasji i właściwych priorytetów

Zapraszam na kolejną odsłonę cyklu „U(ważne) Rozmowy w Parku”, której gościem jest Adam Baranowski – biegacz, maratończyk, autor bloga 2 h 59 minut czyli stronie o pozytywnym podejściu do biegania i wszystkim, co z tym związane. Rozmowa została zrealizowana 25 sierpnia 2019 roku, w Gdańsku w Hevelianum.

Monika Bogdanowicz: Dzień dobry Państwu ! Zapraszam na kolejną odsłonę cyklu „U(ważne) rozmowy w Parku, w ramach kolejnego wydarzenia z cyklu „Parkowisko”. 

Spotkaliśmy się dzisiaj aby porozmawiać o rzeczach ważnych i tą uważność w sobie krzewić i zaszczepiać ją innym. Moim gościem jest dzisiaj Adam Baranowski,  biegacz, maratończyk, autor bloga 2h59min.pl, czyli o pozytywnym podejściu do biegania i wszystkim, co z tym związane, ale też o przełamywaniu siebie i przekraczaniu swoich barier.

Dlaczego Adam jest gościem tego cyklu? Myślę, że dostrzegam w tym co Adam robi, że jest człowiekiem świadomym ale też inspiruje innych do zmian w życiu, do tego co sam też doświadczył i może przekazać innym – o tym będzie ta rozmowa. 

Adamie, co jest największą satysfakcją dla biegacza, maratończyka? Adrenalina?

Adam Baranowski: Witam Cię serdecznie. Witam wszystkich.

Maratończyk, a od pewnego czasu to nawet i ultra.

Jeśli chodzi o bieganie to staram się pokonywać swoje ograniczenia i brać z tego jak najwięcej.

Pozytywną energię, którą mam dzięki bieganiu chcę przekazywać innym i się tym dzielić.

Pomaga mi w tym żona, która również biega, więc w sumie tworzymy taką małą, biegową rodzinę.

Dostrzegam, że twoja biegowa pasja stale się rozszerza i opowiesz nam dzisiaj na pewno jak to u Ciebie się zaczęło. Ile to już trwa twoja przygoda z bieganiem ? 

W świecie biegowym odlicza się starty, rekordy, przedstaw pokrótce swoje dokonania…

Samo bieganie towarzyszy mi już ponad 6 lat, ale ja swoją przygodę ze sportem zacząłem dużo wcześniej.

Mając 9 lat, zacząłem trenować piłkę nożną i przeszedłem wszystkie szczeble – od trampkarza, przez juniora, aż po debiut w seniorskim futbolu. Zdążyłem nawet chwilę pograć w IV lidze.

Ale skończyło się tak, że nie mogłem kontynuować tej sportowej drogi. 

Przeszedłeś po prostu do kolejnego etapu…

Można tak powiedzieć, chociaż ja wolałbym być Robertem Lewandowskim, niż Marcinem Lewandowskim.

Ostatnie dni pokazują, co jest na topie. Robert rozpoczął sezon w Bundeslidze od pięciu bramek w dwóch meczach i jest wszędzie, Marcin bije rekord Polski na 1 500 metrów i w kilku miejscach można o tym przeczytać, ale z lodówki mi nie wyskakuje.

Są to inne zarobki, inna rozpoznawalność, a obaj tak naprawdę tak samo dużo serca i pracy wkładają, aby wszystko się złożyło na końcowy sukces.

A moją przygodę z piłką skończyły problemy z kolanem, a byłem już w takim wieku, że nie czułem, że mógłbym pójść dalej i coś wycisnąć z tej mojej „kariery”.

Postawiłem więc na rozwój mentalny i poszukanie innej drogi w życiu, chociaż piłka była i jest mi bliska, nie gram, ale wciąż lubię ogląda

Czyli ten sport, wypełnia Ci teraz sporą część życia, ale jest raczej dodatkiem, mimo, że odnosisz w nim także spore sukcesy. 

Tak, dokładnie. Ja traktuję sport jako dodatek.

Nigdy nie powiem, że to jest dla mnie najważniejsze i stawiam to na pierwszym miejscu.

To ma być po prostu odskocznia od wszystkiego, chociaż podchodzę do tego poważnie. Staram się tak dostosowywać swój dzień, aby znaleźć czas na bieganie, czy żeby wyjść na siłownię.

Ale będę powtarzał, że dla mnie na pierwszym miejscu jest rodzina, żona i pies, o którego trzeba zadbać.

Na drugim miejscu jest praca.

A bieganie i w ogóle sport pewnie bym umieścił na trzecim miejscu.

Opowiesz nam zaraz to wszystko dokładnie. Wyjaśnij nam co oznacza skrót użyty w nazwie Twojego bloga i dlaczego wybrałeś go jako nazwę?

Wyjaśnijmy zatem: 2h59min, czyli dwie godziny i pięćdziesiąt dziewięć minut. To dla wielu biegaczy magiczna bariera, której osiągnięcie może być bardzo dużym sukcesem.

Postawiłeś sobie taki cel?

Ja miałem to szczęście, że przed założeniem bloga z tym się uporałem (śmiech). Nie nakładałem na siebie presji, że ja muszę to zrobić, ale pewnie gdybym jeszcze tego nie miał za sobą, to teraz bym o tym intensywnie myślał.

Kiedy zacząłem biegać, samo bieganie było jeszcze tak popularne, nie było tylu blogów, nie było nawet z kim porozmawiać o bieganiu, a teraz biegacze tworzą społeczność biegową.

Myślę, że większość biegaczy ma swoje cele i marzenia, dla jednych będzie to po prostu urata wagi, dla innych osiągnięcie wymarzonego wyniku.

Ale każdy z nich stara się tą pasją zarażać innych. Te trzy godziny są magiczną barierą.

Ja miałem dość komfortowe warunki, żeby ten osiągnąć, za sobą sportową przeszłość, więc byłem przyzwyczajony do czasami naprawdę ciężkich treningów, byłem i chyba wciąż jestem młody (śmiech), miałem sporo wolnego czasu do zagospodarowania.

Mogłem więc celować w taki ambitnie postawiony cel, ale początki wcale nie były takie łatwe, bo rok wcześniej maraton ukończyłem z czasem prawie o godzinę gorszym.

Chociaż dla wielu, szczególnie tych niebiegających ten wynik jest abstrakcyjnym pojęciem, nie zdają sobie sprawy, ile pracy wymaga osiągnięcie tego celu. 

A teraz po tych 6 latach postawiłbyś tę poprzeczkę jeszcze wyżej? Biegacze ścigają się przecież często sami ze sobą, i często nie robią tego dla rekordów. 

Myślę, że punktem wyjścia powinna być rywalizacja z samym sobą, a nie z innymi. Jasne, że jak my się spotykamy na zawodach, jeden chce być lepszy od drugiego i czasami podkręcamy śrubę.

Zawsze jednak jest to przede wszystkim rywalizacja ze sobą i poprawianiem się na każdym biegu, na każdych zawodach.

Ja pokonałem te magiczne 3 godziny w 2015 roku i od tego czasu, poprawiłem wynik tylko, a może aż, o pięć minut.

W zeszłym roku pobiegłem 2:54. W tym moje bieganie poprowadziło mnie w innym kierunku, nie mam już takiego ciśnienia, chociaż na pewno kiedyś jeszcze pomyślę o poprawieniu tego wyniku.

Na pewno był to spory wysiłek…

Tak, te trzy godziny, to jest coś niesamowitego, choć dla niektórych taką barierą będą 4 godziny.

To wszystko zależy od pracy – czy ktoś pracuje fizycznie, czy może przy komputerze, od czasu, od tego ile możemy czasu poświęcić na bieganie. Jedni mają czas na sześć treningów w tygodniu, inni mogą sobie pozwolić na trzy treningi.

Dlatego dla kogoś magiczną barierą będą cztery godziny, a dla kogoś innego samo ukończenie tak wymagającego biegu jak maraton.

Tak, jak powiedziałeś na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat bieganie stało się bardzo popularną dyscypliną. Tutaj w Hevelianum, też odbywają się cykliczne zajęcia biegowe dla wszystkich chętnych, którzy chcą rozwinąć swoje umiejętności. 

Ale patrząc inaczej: z jednej strony jest rosnąca popularność biegania a drugiej według ostatnio opublikowanych badań (multisport Index 2019), co trzeci Polak nie podejmuje żadnej aktywności fizycznej. 

Wielu nie chodzi nawet na spacery. Połowa osób w wieku powyżej 55 roku życia całkowiecie rezygnuje z ruchu. Jak pokazują badania, jesteśmy jednymi z najmniej aktywnych mieszkańców Unii Europejskiej. Oznacza to, że ciężko podejmować dużej rzeszy ludzi, jakąkolwiek aktywność. 

I nie chodzi tu o starty w zawodach ale o ruch, który pozwoli zachować aktywne życie w dobrej jakości. 

Jak zacząć się więcej ruszać i jak to robić aby nie były to tylko sporadyczne akcje?

Ciężko mi trochę na to pytanie odpowiadać. Tak naprawdę to trzeba zachęcać do zaczynania aktywności sportowej na poziomie rodzic-dziecko.

Jeśli my pokazujemy dzieciom, że się ruszamy, że ta aktywność jest dla nas ważna, to one zaczynają w ten sport wchodzić, bo za bardzo nie mają wyjścia.

Dla mnie też taką osobą, która ukierunkowała mnie na sport był mój tata.

Do zajęć piłkarskich nie musiał mnie zachęcać,

ale często jeździliśmy na rowerach i aktywnie spędzaliśmy czas.

Poza tym dużo czasu spędzałem na podwórku w Brzeźnie, piłka, rower, bieganie, to było coś naturalnego, spędzaliśmy dużo czasu na plaży, która była o krok.

Takie były czasy, że nigdzie też nie jeździliśmy samochodem. W czasach, kiedy ja chodziłem do szkoły podstawowej i gimnazjum, chodzenie na WF było czymś normalnym. 

A teraz to się trochę pozmieniało w tym temacie. 

Tak. Teraz te trendy się odwróciły. Kiedyś każdy chciał ćwiczyć na WF-ie, a teraz dzieciaki, które ćwiczą na WF-ie, są często wyśmiewane, że się pocą. Takie zachowania powodują to, że później ciężko jest tę sytuację zmienić.

Jeśli ktoś przez wiele lat słyszał, że sport jest zły, bo jak go uprawia, to mówiąc kolokwialnie „śmierdzi”, to w wieku dojrzałym może niezbyt chętnie podchodzić do aktywności, bo będzie miał z tym złe wspomnienia.

Czyli przede wszystkim to najbliższe otoczenie powinno nas inspirować do aktywności. 

Prawda, jest też taka, że tamte lata to jednak był czas bez telefonów komórkowych i innych teraz wszechobecnych sprzętów elektronicznych, które kradną nasz czas i zachęcają do pasywnego stylu życia.

Jak się umawiałeś na podwórku o 18:00 na mecz, to nikt nie dzwonił, że nie przyjdzie, bo po prostu nie było jak, więc przychodził.

Patrząc na Twoją historię warto wymienić kilka momentów zwrotnych, które ukształtowały Twój sposób myślenia i działania. Zacznijmy od wątku osobistego.

Na pierwszym miejscu podkreślasz, że takim momentem było spotkanie Twojej żony. W jaki sposób to doświadczenie ukształtowało Twoje życie?

Kiedy poznałem moją żonę, to było mnie przede wszystkim trochę więcej. Takie „drobne” dwadzieścia kilogramów więcej, niż obecnie.

Wtedy prowadziliśmy trochę inne życie, niż teraz. Szczególnie ja. Nie wchodząc w szczegóły, po zabiegu przepukliny, po której przez trzy miesiące moja aktywność spadła niemal do zera, mając w perspektywie ślub za 17 miesięcy, moja żona rzuciła hasło: „Może byśmy pobiegali?”.

Przynajmniej tak to pamiętam. Zazwyczaj jej pomysły są trafne, ale ten był zaskakujący, ale jakoś specjalnie nie musiała mnie długo namawiać. Zrobiliśmy szybkie i jednak dość tanie zakupy w sklepie sportowym i rozpoczęliśmy treningi.

Z tego okresu pamiętam, że byłem cały czas głodny i że cały czas jadłem, ale dzięki treningom stale chudłem.

Myślę, że mój organizm przez lata sportowo stymulowany po prostu potrzebował ruchu, bo momentalnie zacząłem też się bardzo dobrze czuć. 

Można zatem powiedzieć, że Twoja żona włączyła przycisk dobrego zdrowia u Ciebie i całej przemiany fizycznej. 

To też się łączy z tym, żemoja żona ma zamiłowanie do kuchni i zdrowego gotowania. Ma milion pomysłów kulinarnych i w zasadzie nie ma możliwości, żeby u nas w domu coś się zmarnowało. Potrafi zrobić coś z niczego. Więc za to jak jemy i co jemy, to w zasadzie w 99% odpowiada Agnieszka, ja jedynie mogę przynieść te zakupy.

W Twoim życiu możemy odczytać także inne zmiany czyli nieoczywiste decyzje. Jak i dlaczego warto zamieszkać samemu, już od szkoły średniej? W czym Ci to pomogło, a może w czymś jednak przeszkodziło?

Ja dość szybko musiałem się usamodzielnić i sam zadbać o siebie.

Myślę, że to właśnie wtedy wykształciłem w sobie umiejętność podziału dnia na te momenty, które muszę wykorzystać do maksimum.

Musiałem każdą wolną chwilę wykorzystać i w dwadzieścia cztery godziny wkomponować szkołę, treningi, gotowanie i życie codzienne.

Dostałem dużą szansę, namiastkę dorosłości jeszcze w życiu nastoletnim, ja na pewno nie było na to gotowy i musiałem się nauczyć wielu rzeczy

Dostałeś tę samodzielność i nie zepsułeś tego?

Tak, myślę, że mogę tak powiedzieć, nie narzekam (śmiech).

Dużo się wtedy nauczyłem o sobie. Przede wszystkim nauczyłem się planować i priorytetyzować pewne sprawy. To mi chyba zostało do dzisiaj.

Jesteś obecnie managerem w dziale performance w jednym z dużych portali medialnych. Praca to duża część Twojego życia, tak jak dla większości z nas. Jednak masz w swoim CV także oryginalne doświadczenie pracy fizycznej w stoczni. Co Ci dało takie spotkanie z bardzo wymagającym fizycznie środowiskiem pracy – tak ważnej od dziesięcioleci w Gdańsku, jakim jest praca w stoczni?

Pojawiłem się w Stoczni zupełnym przypadkiem.

Znowu tutaj się pojawia mój tata (śmiech).

Myślę, że chciał mi przede wszystkim pokazać jak praca fizyczna jest ciężka i chciał, żebym pomyślał poważnie o swojej przyszłości.

Ja wiedziałem, że to nie jest łatwa praca, ale chyba nie zdawałem sobie sprawę, że jest tak ciężko.

Moje życie osobiste nie istniało.

Tamten okres pamiętam jako sekwencję trzech zdarzeń: sen, jedzenie, praca. 

No ale w korporacjach przecież też się tak dzisiaj pracuje, prawda Adam?

Podobno. (śmiech) Ja znam to tylko z opowieści, jak już wcześniej wspomniałem organizacja pracy jest moją mocną stroną (śmiech). 

Trochę puszczamy oko, ale wiemy, że często potrafimy w naszym życiu się zatracić w pracy i przekroczyć granice. 

Trzeba szukać nowej przestrzeni dla siebie poza pracą. Dla mnie to jest właśnie bieganie. Nie każdy musi to lubić robić.

Bieganie może być na niektórych ludzi zbyt nudne.

Trzeba jednak znaleźć coś dla siebie.

Jeśli nie lubisz biegać, możesz jeździć na rowerze, możesz jeździć na rolkach, możesz podnosić ciężary, możesz adoptować psa ze schroniska i chodzić na spacery.

Trzeba myśleć o aktywności fizycznej, jako o inwestycji w siebie.

Po pierwsze to przede wszystkim samodoskonalenie.

Po drugie to długoterminowa inwestycja w kapitał zdrowotny.  

Warto szukać rzeczy, które możemy robić na zewnątrz, aby przedłużać czas przebywania poza domem, w warunkach kontaktu z przyrodą. Nie samą jednak pracą i bieganiem człowiek – Adam żyje. Podjąłeś także świadomą decyzję o adopcji psa.

Spacer z psem to stały punkt programu każdego dnia. Dzięki temu mamy kolejną porcję ruchu za sobą.

Z psem można chodzić i biegać w wiele ciekawych miejsc. Jasne, że w Tatry nie pojedziemy, ale możemy wybrać Karkonosze, bo trzeba też pamiętać o tym, że posiadanie psa, to przede wszystkim wielka odpowiedzialność.

To jest członek rodziny, pod którego trzeba planować nie tylko dzień, ale też wyjazdy rodzinne, czy wakacje.

To trochę jak małżeństwo – na dobre i na złe.

Bieganie to naturalny sposób obcowanie w naturą. Czy częsty kontakt uwrażliwia nas na to w jakiej kondycji jest nasze otoczenie i dostrzegasz jej piękno ale też i agresywną rolę człowieka w jej kształt. Lubisz biegać też po parkach, lasach co daje Ci ta relacja z naturą

Biegacze ewoluują.

Zaczyna się to wszystko najczęściej na asfalcie, pod blokiem.

Dwa okrążenia wokół osiedla i można wracać.

Potem jednak wraz z wydłużaniem dystansu szukamy nowej przestrzeni i często spotykam się z tym, że zdecydowanie łatwiej jest zebrać kilku znajomych na trening do lasu, niż na „klepanie” kilometrów po asfalcie.

Mnie to w ogóle nie dziwi, sam właśnie ostatnio przeszedłem podobną drogę.

Szukam szczęścia i radości coraz częściej w lasach, chętnie i częściej bywałbym w górach, żebyśmy mieli bliżej.

Widzę, że u biegaczy występują nić porozumienia z naturą. Jest coś ekscytującego w tych leśnych biegach, czy nawet treningach.

Jakie plany jeszcze w tym sezonie i nadchodzącym? 

Sezon zacząłem w marcu i w zasadzie powoli już myślę o jego zakończeniu, za niecałe trzy tygodnie czeka na mnie pięćdziesiąt kilometrów na trasie Ultramaratonu Kaszubska Poniewierka, więc z tego miejsca chciałbym pozdrowić organizatorów (śmiech).

Potem może zaliczę jeszcze dwie imprezy, ale mam za sobą już pięćdziesiątkę, dystans maratoński przebiegnięty podczas Wings For Life i osiemdziesiąt kilometrów w lipcu.

Jeszcze nie miałem roku, w którym bym pokonał tyle długich biegów, więc czuję się trochę zmęczony.

Pewnie od października będę już myślał o startach w 2020 roku (śmiech).

Ale chciałbym tutaj zaznaczyć, że nie każdy, kto myśli o bieganiu nie musi od razu startować na tak długim dystansie.

Mój syn mówi, że w bieganiu ze względu na moje tempo, które jest o wiele wolniejsze od jego standardów- ja raczej marszobiegi uprawiam, niż bieganie…

Trzeba przede wszystkim znaleźć coś, co będzie nam sprawiło radość.

Jeśli to będzie coś na siłę, gdy będziemy udawać, że coś lubimy – nic z tego nie będzie.

Sport ma być zabawą, ma nas napędzać, nakręcać, dawać dobre samopoczucie, a nie być udręką.

Jeśli nie będzie tej chemii, to może lepiej poszukać radości w czymś innym.

Trzeba to po prostu poczuć, gdzieś głębiej wewnątrz siebie. To zintegrowanie z wybranym sportem może być ożywczą energią naszego życia. Do takiego wyboru zachęcał nas dzisiaj mój gość, którym był Adam Baranowski. 

Dziękuję bardzo i do zobaczenia na biegowych ścieżkach! 

Chwilę przed rozmową na żywo, na Majdanie w Hevelianum

Chcesz wiedzieć więcej?

Zobacz bloga Adama Baranowskiego http://www.2h59min.pl/

Skomentuj jako pierwszy

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.