Ewa Kowalska: Wirtualne kontakty – realna społeczność

Ewa Kowalska

Ta historia zaczyna się jak wszystko co najważniejsze w życiu – od spotkania z drugim człowiekiem.

Od takiego spotkania, podczas którego masz olśnienie, że oto właśnie ta nowo poznana osoba jest Ci bliska, tak jak byście się znali lata całe. Tak właśnie było z moim spotkaniem z Ewą.

Spotkałyśmy się w wirtualnym wymiarze. A później już regularnie w realu.

Nasze wspólne odkrywane pasje to na pewno: ludzie, historia, Gdańsk, kultura i wiele, wiele innych tematów.

Zapraszam do rozmowy o ważnych wyborach, „iskrzeniu” między ludźmi, które tworzy nową wartość, a także rozpoznawaniu swojej drogi życiowej, pasji czy szukaniu i znajdowaniu ludzi z którymi można zbudować coś nowego i wartościowego.

To historia o powstaniu realnej społeczności ludzi, których łączy wspólna pasja i wirtualne kontakty.

Oto rozmowa z Ewą Kowalską, autorką serwisu iBedeker, w którym złowiła w swoje sieci całe morze ludzi.

Monika Bogdanowicz: Ewo, jesteś kobietą wielu pasji i talentów ale ja widzę Ciebie przede wszystkim jako społecznika. Dzięki Internetowi i serwisom społecznościowym zbudowałaś społeczność ludzi zainteresowanych Gdańskiem i jego historią. Aktywizujesz ludzi do działania, pokazując jak wiele tematów można wypełnić wartościową treścią ale i też konkretnym efektywnym działaniem. Bardzo mi to imponuje i pomyślałam, że od tego mogłybyśmy zacząć naszą rozmowę i oczywiście nie mogę nie spytać Cię jak to się robi? Jak buduje się realne społeczności dzięki nowym mediom?

Z tymi talentami, to mocno przesadziłaś:)

Zanim ukończyłam studia zrobiłam kurs bukieciarstwa (sic!), ponieważ planowałam założenie kwiaciarni, a w latach 80. XX wieku do uruchomienia tego rodzaju biznesu potrzebne były stosowne uprawnienia.

Papiery zdobyłam i na tym się skończyło – chyba zabrakło mi talentu “badylarza” jak się wówczas mówiło o przedsiębiorcach. Później uzyskałam dyplom magistra inżyniera na Politechnice Gdańskiej.

W tej roli pracowałam dziewięć miesięcy i nigdy do wyuczonego zawodu nie wróciłam – nie mam duszy inżyniera.

Wiele lat później zdobyłam licencję przewodnika turystycznego – nigdy nie wyszłam na ulicę – znowu zabrakło mi talentu.

Ale w trakcie, kiedy to wszystko się działo, urodziłam czwórkę dzieci. O tak, ten talent posiadam:)

A wracając do meritum – rzeczywiście udało mi się zbudować pewną społeczność, a hasło “udało się” nie jest przypadkowe. Zakładając cztery lata temu bloga iBedeker, dzisiaj już raczej serwis internetowy, naprawdę nie myślałam o tworzeniu społeczności, jedynie o stworzeniu takiego miejsca w sieci, które skupi miłośników Gdańska, Gdyni i Sopotu, ale skupi wirtualnie. Jednocześnie od początku mojej działalności “z tyłu głowy” miałam spacery organizowane w ramach Nadbałtyckiego Centrum Kultury przez Bronisławę Dejnę oraz wędrówki po Wrzeszczu, których dobrymi duchami byli Katarzyna i Jakub Szczepańscy. Zawsze czułam niedosyt kiedy się kończyły, widząc jednocześnie jakie jest ogromne zapotrzebowanie na tego rodzaju edukacyjną rozrywkę.

Postanowiłam podjąć próbę zorganizowania takiego spaceru.

Na pierwszym z nich, promowanym jedynie za pomocą iBedekera, pojawiło się niemal sto osób.

To był dla mnie wyraźny sygnał, że spacery to dobry kierunek.

Zaprosiłam do współpracy doskonałego przewodnika turystycznego Aleksandra Masłowskiego.

Oboje mamy dość silne osobowości i jednocześnie tzw. charakterki, ale może dzięki temu właśnie stanowimy duet niemal idealny. Od czasu do czasu mocno między nami iskrzy, ale na zewnątrz przecież tego nie widać.

Najwyraźniej przypadliśmy uczestnikom wycieczek do gustu, bo bardzo często odbieramy sygnały ogromnej sympatii.

W tym momencie chcę więc powiedzieć, że tę realną społeczność zbudowałam razem z Aleksandrem.

Oczywiście, oprócz spacerów, które organizuję w ramach iBedekera również “bywam”, ale nie mam tu na myśli rautów i koktaili, tylko spotkania w miejscach związanych z kulturą.

Bywam, rozmawiam z ludźmi i nawiązuję kontakty.

To najprzyjemniejsza część mojej pracy, która owocuje poszerzaniem się grona sympatyków iBedekera.

Ja po prostu łączę świat wirtualny z realnym i na tym polega mój w tym względzie sukces.

Ale do tego potrzebna jest radość z przebywania z ludźmi, a tę w sobie mam.

Może to też talent?

Kiedy w Twojej historii pojawiają się komputery, internet i social media i czy była to miłość z wzajemnością od samego początku, czy musiałaś pokonać w sobie jakieś bariery przed podjęciem bliższych związków z nową technologią?

Miłość z wzajemnością? Wręcz przeciwnie – to była mieszanka wybuchowa nienawiści i zazdrości.

Jak wspomniałam, mam czwórkę dzieci.

Różnica wieku między pierwszym a ostatnim to równo dwadzieścia lat, co oznacza, że przez większość małżeńskiego życia towarzyszyły mi pieluszki (początkowo tetrowe), soczki, kaszki i inne atrybuty niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa.

Nie ukrywam, że czasami byłam tym zmęczona.

Tymczasem w Polsce pojawiły się komputery osobiste i internet, a wraz z nimi do naszego małżeństwa zapukała… zazdrość.

Mój mąż jest z wykształcenia inżynierem budownictwa wodnego, ale z racji zainteresowań informatycznych, dość szybko został porwany przez wydawnictwo prasowe, które właśnie wzbogaciło się w “park maszynowy” oznakowany nadgryzionym jabłuszkiem.

Dzisiaj, z perspektywy czasu, patrzę na moje zachowanie z rozbawieniem, ale wówczas naprawdę nie znosiłam nowej technologii, która z buciorami wdarła się w moje życie.

Mąż wsiąkł w media bez reszty, a któregoś dnia okazało się, że zaraził mnie tym bakcylem.

Przekonał mnie, że komputer “nie gryzie”, nauczył podstawowej obsługi i zachęcił do zainteresowania się dziennikarstwem obywatelskim.

Zaczęłam pisać i dzisiaj… on ma prawo być zazdrosny, bo nowe media pochłonęły mnie bezgranicznie.

Szczęśliwie jest bardziej wyrozumiały:)

iBedeker

iBedeker – wycieczka po Gdańsku

Lubisz obserwować świat, ludzi, wiedzieć co się wszędzie dzieje. Spotykam mnóstwo ludzi ciekawych świata i w ogóle ludzi zainteresowanych sprawami czy działaniem innych ludzi ale trudno mieć faktyczne trwałe relacje z dużą ilości osób. Jak udaje Ci się wybierać i utrzymywać przyjaźnie i znajomości w tak dużym gronie znajomych jaki jest Twoim udziałem?

Tak, rzeczywiście jestem nieco wszędobylska, lubię uczestniczyć w życiu kulturalnym Gdańska, a ono (to życie) powoduje, że krąg moich znajomych jest coraz większy.

Ponieważ najczęściej są to osoby, które podzielają moje zainteresowanie, więc są to dla mnie znajomości niezwykle cenne i staram się o nie dbać. Na pewno wzrosło moje spożycie kawy, na którą bardzo często umawiam się gdzieś w mieście.

Oczywiście odbywa się to kosztem domu, ale rodzina się nie buntuje, więc większego problemu pewnie nie ma. W żaden sposób nie są zagrożone nasze stare przyjaźnie – w dalszym ciągu spotykamy się na brydżu, który jest dla nas najwspanialszym relaksem. To typowo rekreacyjny brydż, gęsto przetykany rozmowami.

Postrzegasz siebie i swoje działania cały czas jako misję dziennikarską czy bardziej obecnie czujesz się dzisiaj animatorką życia społecznego w Gdańsku?

Zdecydowanie przede wszystkim czuję się dziennikarką obywatelską. Nie śmiałabym nawet twierdzić, że jestem animatorką życia społecznego, chociaż być może mam takie skłonności.

Jak sama przyznajesz, Twoja aktywność zawodowa nie objawiła się wcześniej gdyż byłaś pochłonięta sprawami rodziny i wychowania dzieci. Jak budować w sobie tę siłę aby chcieć, coś jeszcze więcej ponad ten standard? Nie wszystkie kobiety chcą czegoś więcej i mają też do tego prawo. Czy ciekawsze życie to jest to o co warto zawalczyć aby zdefiniować się nie tylko w sferze rodziny?

Tak, moja dzisiejsza aktywność zawodowa narodziła się w okolicach pięćdziesiątki, więc można powiedzieć, że bardzo późno. Staram się jednak nie wartościować i nie porównywać tego co było, co jest obecnie, a co mogłoby być, gdybym nie została zarażona medialną pasją.

Jedno jest pewne, gdybym do dzisiaj żyła głównie sprawami rodziny, to bym była bardziej wyspana:)

Tymczasem często jestem bardzo zmęczona, ale radość z tego co robię przewyższa wszelkie niedogodności.

Moje życie jest dzisiaj rzeczywiście znacznie ciekawsze, ale ono jest moje.

Być może inne kobiety w moim wieku (dzisiaj już nawet nie pięćdziesiąt plus, a sześćdziesiąt minus) by tego nie zniosły…

Skoro już jesteśmy w tym kontekście rodzinnym, chciałabym Cię spytać jako matki 4 dzieci (dwóch dorosłych synów i dwóch nastoletnich córek) czy bycie Matką Polką to najtrudniejsza rola życiowa i czy bycie matką zamknęło Ci, którąś z dróg czy ról w życiu?

Bycie matką być może zamknęło mi drogę do wykonywania wyuczonego zawodu.

Pytanie tylko, czy wykonywanie zawodu inżyniera sanitarnego jest tym, co by mi dawało satysfakcję.

Nie wiem, wiem natomiast, że teraz jestem absolutnie szczęśliwa.

A czy bycie Matką Polką jest najtrudniejszą rolą życiową?

Nigdy mi taka opinia nie przeszła przez myśl. W moim pojęciu to rola bardzo odpowiedzialna, piękna i potrzebna. Najtrudniejsza? Nie, to chyba nadinterpretacja.

Uwielbiasz spotkania, bywasz gościem wielu projektów i wydarzeń. Skąd sama czerpiesz codzienną ale i tę specjalną inspirację, czyli kto inspiruje Ewę Kowalską?

W zasadzie podczas naszej rozmowy wymieniłam już te osoby – pani Bronisława Dejna z NCK, Kasia i Jakub Szczepański, i przede wszystkim mój mąż, który z racji wykonywanej pracy śledzi światowe trendy w mediach, nie pozwalając mi stać w miejscu. Ogromne znaczenie mają też czytelnicy iBedekera, którzy oczekując mojej aktywności, niezwykle mnie mobilizują.

Ewa_Kowalska_w_Dworze_Artusa

Tematy na teksty są na każdym kroku. Można dziś publikować co się chce i gdzie się chce. Jednak ważne aby ktoś czytał to co piszemy. Czy cel zdobycia popularności poprzez podejmowanie kontrowersyjnych tematów czy też koncentrowanie się tylko na hejtowaniu to dziś wybór zasadny dla rozwijania projektów pod własnym nazwiskiem?

Nie podejmuję tematów kontrowersyjnych, a jeżeli nawet, to rzadko.

Nie staram się zdobyć popularności przez hejtowanie na portalach społecznościowych.

Życie tematów kontrowersyjnych lub niosących złe emocje jest zazwyczaj krótkie – prawdziwą wartością są te, do których się wraca po latach. I tylko na takich tekstach mi zależy.

Owszem, zdarza mi się opublikować na iBedekerze tzw. bzdet, statystyki szybują w górę, ale ja wiem, że to tylko chwila, nic nie warta. Na takich chwilach nie warto budować przyszłości.

Co Ewa planuje i knuje – bliżej czy dalej i całkiem niedługo?

Widząc jak ogromna jest wśród naszych współmieszkańców potrzeba zdobywania wiedzy z zakresu architektury i historii, planuję otworzyć nowy cykl edukacyjny – tym razem otwarte wykłady.

Zaprosiłam do współpracy dwóch znakomitych wykładowców, kapitalna sala wykładowa już czeka.

Być może zaczniemy już w marcu.

Na koniec pytanie przewrotne. Jak długo Ewa chce i umie być off-line? I ile wytrzymujesz bez trzymania w ręku smartfona i spoglądania na socjale bez żalu i troski czy coś Ci nie umknie z tego życia?

Nie umiem. Nie umiem, ale i nie chcę – lubię być on-line. Ale… Nie znoszę, kiedy ktoś siedzący ze mną przy jednym stole otwiera gazetę. Niestety, dopiero podczas ostatnich wakacji dotarło do mnie, że różnica między smartfonem a gazetą jest żadna. Dotychczas również w towarzystwie “wisiałam na fejsie” – dzisiaj już tego nie robię.

Nauczyłam się szanować w tej kwestii ludzi*. Trochę się wstydzę, że tak późno.

* Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy moi rozmówcy nie rozstają się ze smartfonem. Ale i wtedy tylko zerkam na ekran, tylko zerkam i ewentualnie się “czekinuję”. Naprawdę.

Dzięki Ewo, każde spotkanie z Tobą o dla mnie duża radość i cieszę się, że udało się nam porozmawiać o tym co myślę, że dla nas obu jest ważne: spotkaniach z ludźmi, pasji i pracy, kulturze czy tworzeniu realnych społeczności dzięki wirtualnym kontaktom. Serdecznie Ci dziękuję 🙂

Gdańsk, luty 2014 r.

* Ewa Kowalska z wykształcenia inżynier sanitarny, absolwentka Politechniki Gdańskiej. W zawodzie pracowała zaledwie dziewięć miesięcy. Dziesięć lat z sukcesem prowadziła firmę poligraficzno-wydawniczą. Po urodzeniu czwartego dziecka oddała się pasji dziennikarstwa obywatelskiego. Od 2009 r. prowadzi blog www.iBedeker.pl, dedykowany turystom przybywającym do Trójmiasta i miłośnikom Gdańska, Sopotu i Gdyni. W maju 2013 r. z rąk Prezydenta Miasta Gdańska odebrała nagrodę im. Martina Opitza za Promocję Kultury Gdańska. W październiku 2013 otrzymała Medal Mściwoja II – honorowe odznaczenie Rady Miasta Gdańska, nadawane za wybitne zasługi dla miasta w dziedzinach kultury, nauki, służby zdrowia, gospodarki oraz za podejmowanie pożytecznych inicjatyw. Obok Medalu św. Wojciecha, a po tytule Honorowego Obywatela Miasta, to najważniejsze wyróżnienie Gdańska. Działając w Internecie udało jej się stworzyć społeczność w realnym świecie – co uznaje za swój największy sukces.

Skomentuj jako pierwszy

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.